Norwegia się bogaci – właśnie podano, że Fundusz Naftowy tylko w ostatnim miesiącu zwiększył swoją wartość o 1000 miliardów koron. Obecnie jest wart 12 400 miliardów. To świetnie dla Norwegów, ale czy ma to jakieś znaczenie dla Polaków?
12,4 bilionów koron to, nieoficjalnie, najwyższa wartość Funduszu Naftowego w historii. To skutek udanych inwestycji, a także zmian kursu korony. Korona na razie osłabła. Im słabsza jest norweska waluta, tym wyżej wyceniane są papiery wartościowe stanowiące o wartości Oljefondet.
Osłabienie korony sprawia, że nie zmienia się tak naprawdę międzynarodowa siła, ale może wpłynąć na zwiększenie korzyści z wykorzystania tych środków przez ludność Norwegii.
W tym Polaków.
Rząd nie pali się do płacenia
Wiadomo, że co do zasady Fundusz służy tylko obywatelom Norwegii. Ale mała jego część służy na bieżąco wszystkim jej mieszkańcom. Jak to możliwe?
Gdy Fundusz Naftowy czyli Oljefondet inwestuje 100 miliardów koron, rząd dostaje trzy miliardy więcej do wydania w kolejnym roku na bieżące działania. Gdy okaże się, że najnowsze notowania utrzymują się aż do końca 2021, w budżecie państwa norweskiego pojawi się do wydania około 370 miliardów koron.
Czy będzie to dokładnie tyle – na razie nie wiemy. Mimo zmiany warty przy władzy i zapowiedzi socjalistów na temat konieczności wsparcia wielu, zapomnianych przez rząd Solberg grup społecznych, na razie premier Støre nie palił się do zwiększenia wydatków. Według ostatnich doniesień proponował dokładnie to samo, co poprzednie władze, czyli kwotę o około 50 miliardów niższą od obecnie prognozowanej.
Sprawa jednak jest otwarta, bo przy nowym układzie sił w parlamencie opozycja negocjuje nowe wydatki – w tym na cele społeczne.
Norwegia jest bogata, a mieszkańcy nie zawsze
Pandemia ujawniła rozwarstwienie społeczne Norwegii. Nie jest ono tak rażące jak w wielu innych krajach, ale nie zmienia to faktu, że jest tu zaskakująco duże grono osób, dla których pomoc socjalna jest warunkiem godnego życia. W większych miastach kolejki przed organizacjami charytatywnymi nie są już niezwykłym obrazem.
W pandemii przedsiębiorcy dostali w kość m.in. dlatego, że część z nich straciła pracowników – tych, którzy do Norwegii przyjeżdżali z zagranicy.
Zapewne dobrze ten temat znacie, bo dotyczył on w pierwszym rzędzie Polaków. Norwegia przez wiele ostatnich lat chętnie korzystała z możliwości zatrudnienia emigrantów zarobkowych. Polacy – bo ich wśród tej grupy jest najwięcej – znani byli z tego, że pracują ciężko, nie biorą dni wolnych, chętnie godzą się na nadgodziny i na stawki zbliżone do minimalnych. Norwegowie często nie chcieli zatrudniać swoich rodaków, zwłaszcza w takich branżach jak rolnictwo czy budownictwo. Dlaczego? – bo byli za drodzy. Zamknięcie na kilka miesięcy granic sparaliżowało rynek.
Pracodawcy zostali bez pracowników i z zawieszonymi kontraktami. Pracownicy nie mogli dojechać do pracy, a ci którzy zostali na miejscu często i tak byli odsyłani na permittering. Wśród poszkodowanych byli również Polacy będący już stałymi mieszkańcami Norwegii – czyli ci, którzy potencjalnie korzystać mogą z zasobów państwa.
Mieszkańcy Norwegii oczekują zmian
Partia Støre szła do wyborów, postulując liczne zmiany w traktowaniu mieszkańców kraju. Zwiększenie wartości Funduszu Naftowego na pewno cieszy, ale oznacza, że mieszkańcy zaczną się domagać zmian.
Nie chodzi tylko o pieniądze wydawane bezpośrednio na obywateli i stałych mieszkańców, ale również o dofinansowanie infrastruktury i zmiany organizacyjne. To oznacza lepsze szkolnictwo, sprawniejszy system opieki zdrowotnej i sprawniej funkcjonujące urzędy. Kto w okresie pandemii miał do czynienia z lekarzem lub urzędnikiem NAV, ten dobrze wie, jak bardzo potrzebne są tam zmiany.
Zdjęcie 3282700/Pixabay